Eseje – poświęcone muzyce, literaturze i teatrowi – publikowałem także w innych czasopismach – „Dwutygodniku” i „Nietak!cie”, a także w programach teatralnych i festiwalowych (Opera Bałtycka w Gdańsku, Nostalgia Festival w Poznaniu) i na Blogu Cyfrowej Biblioteki Narodowej „Polona”. Publikowałem również wywiady i teksty naukowe.
Jerzego Grzegorzewskiego i Pawła Szymańskiego próbowano łączyć z postmodernizmem, ale wymykali się i tym opisom, wikłając odbiorców i teoretyków w coraz to nowe fałszywe tropy. Ich dzieła rzadko funkcjonowały jako jednoznaczne manifesty; zamknięte w niezrozumiałych formach, pełne były wewnętrznych sprzeczności – jak warszawska „Nie-boska komedia” Grzegorzewskiego czy „Koncert fortepianowy” Szymańskiego.
Skąd takie zestawienie? Ci dwaj artyści nigdy się na swojej twórczej drodze nie spotkali – reżyser pozostawał wierny Stanisławowi Radwanowi, Szymański pracował w teatrze bardzo sporadycznie, najczęściej przy spektaklach Krystiana Lupy. Jak porównać materie tak różne – wielowymiarowe dzieło teatralne z utworem muzycznym, który operuje jedynie dźwiękiem? Twórczość Szymańskiego jednak swobodnie otwiera się na kulturowe retrospekcje, nie tylko na poziomie historii muzyki, a teatr Grzegorzewskiego jest cały skonstruowany z literackich odniesień, cytatów, przetworzonych przedmiotów. To gabinety krzywych zwierciadeł, w których odbijają się dawne dzieła.
(Muzyka Grzegorzewskiego. Teatr Szymańskiego, „Dwutygodnik” 2013 nr 104 – cały tekst)
Kosmosem muzyki Arvo Pärta rządzi liczba, niezmienny porządek przejrzystych struktur, rygor dokładnie wyznaczonych dźwiękowych zasad. Tu nie ma miejsca na przypadek, żywioł improwizacji, emocjonalne rozstrojenie. Czas płynie powolnym rytmem długich fraz, odmierzany odwiecznym trwaniem świętego świata. Ta muzyka ma swoje twarde podstawy, nienaruszalne korzenie, ścisłe reguły. Zdawałoby się, że nie da się z nią rozmawiać, wchodzić w emocjonalny dialog, że ta prosta symetria odrzuca przeżywanie, zabija ciało, znieczula zmysły. Dzieje się jednak całkiem inaczej i dokonuje się coś absolutnie niemożliwego. Kompozycje Arvo Pärta wzruszają, wywołują zachwyt, nie pozostawiają obojętnym. Jest w tych dźwiękach jakieś głębokie przeżycie, żarliwe wyznanie wiary, ujmująca, pokorna – całkowicie niebywała – szczerość. Ale i coś jeszcze: próba odnalezienia czegoś dawno utraconego – dziecięcej prostoty, świętego porządku rzeczy, głosów utraconej ojczyzny. Brak, który się czasem objawia, ale którego nigdy nie można wypełnić, który pulsuje delikatnymi ukłuciami, drobnymi rozdarciami. Punctum niepewności. Nostalgia.
(Arvo Pärt. Nostalgia w harmonii sfer, tekst w katalogu Nostalgia Festival Poznań 2015 – cały tekst)
Tosca Giacomo Pucciniego została po raz pierwszy pokazana w Teatro Constanzi w Rzymie, 14 stycznia 1900 roku. W tym samym roku w Weimarze, umiera pogrążony w obłędzie Friedrich Nietzsche, a w podłym paryskim hoteliku opuszcza ziemski świat, nie w lepszym zdrowiu, Oscar Wilde. Odchodzi pierwsze pokolenie twórców, którym do wyrażenia doświadczenia nowoczesności nie wystarczał romantyczny i realistyczno – naturalistyczny paradygmat. Rodzi się modernizm. Jednak autorzy starego porządku nie zamierzali tak łatwo ustępować – w końcu żyje jeszcze największy naturalista Zola, z powodzeniem dramaty wystawia Czechow, romantyzujące powieści historyczne pisze Sienkiewicz. W tym momencie na sceny wchodzi Tosca – dzieło, które jest dzieckiem swego dziwnego czasu przełomu i przesilenia – gdy Ci odchodzący nie zdążyli jeszcze umrzeć, a ci, co mają nadejść – na dobre się narodzić.
(„Tosca” przełomu. „Tosca” przesilenia, tekst w programie opery Tosca, Opera Bałtycka w Gdańsku, 2014)