Skip to content

Symfonia w pięciu częściach. Cykl wierszy

1. moderato: preludium

pierwsze takty: tempo spokojne, miarowe kroki uderzają
ćwierćnutami o bruk pasaże głosów ozdobniki oddechów
łagodne tryle dziecięcego śmiechu – miasto żyje brzmi i gra
w kawiarnianych szybach spojrzenia i twarze przerwane wpół
frazy rozmowy – niepokojąca dominanta bez rozwiązania: tu

zaczyna się podróż, raczej spacer, ulicami w których można się
zgubić – jak muzyk, który w żywiole improwizacji nie umiał
odnaleźć tonacji właściwej, zapomniał ciała i uciekł ponad
przestrzeń dźwięku. Milcząco wyszedł z koncertowej sali

wiedząc, że nie ma dla niego nadziei – zobaczył, gdzie
kończą się słowa, a zaczyna mrok. Kolejny krok między
akordami kamienic – chodniki chropowate harmonie
odbijają echem głos pusty uciekający w kryształowym pianissimo
ostatnie pasaże w górę miast ulic i klawiatury – tempo miarowe

i znika dźwięk, a za nim świat powoli gaśnie i milczy
jeszcze brzmią akordy – to nic, to echo tonie

2. adagio: romanza

dwie kawy już prawie wieczór
niebo w kolorze brudnego mleka
leniwy szum ekspresu: adagio romanza

duetto: srebrne łyżeczki uderzają w filiżanki
białe policzki nieśmiało nie potrafią zacząć
miłosnej arii ale to spojrzenia śpiewają, że

coda gra szelestem czystej pościeli delikatnym
jazzem i czerwony winem – wszystkie nuty zapisane
rozdzielone głosy zgodne harmonie to tylko

zmęczone ciała dysonanse rozrzuconych ubrań i
kilka słów: „było miło to może zadzwonisz”
lekkie ukłucie fałsz – nieprzytomny chłód poranka

parę kroków godzin dni i znowu wieczór
powoli znika niebo diminuendo głosy toną
leniwy szum ekspresu: adagio triste

solo: da capo al fine

3. grave: chorale

wychodzą spod ziemi żywe skamieliny języka
objawiają się ślepe milczące słowa jak lepka
wilgoć ciała po nocy ostatni oddech umierającego

w organowych akordach zatapia się czas
głębiny gotyckich katedr ostre figuracje gzymsów
kamienne sklepienia świetliste głosy

głuchego śpiewu modlitwy pod krzyżem
dwie niewiasty i nerwowe mignięcia błyskowej lampy
w jej świetle niewyraźny kontur ktoś jakby powstawał

z grobu, ale to tylko chwilowe przywidzenie moment
dysonansu załamanie czasu zatrzymanie istnienia
a już otwierają się drzwi w szarość murów wlewa się chór

świstu powietrza powolny bas samochodowego szumu
w radiu ktoś ogłasza koniec świata w parku rodzi się
młodzieńcza miłość adagio tłumionych szeptów

dla nich nie istnieje nic poza wilgocią ciała – już milkną
akordowe kolumny organów w forte zamykanych drzwi
i nagle milczenie modlitw zamieranie dźwięków ostatnie słowa

cisza

4. vivace: scherzo

dzień jasny – fletowe pasaże – wiją się pajęczyny
ulic – tak – ten takt – obcasów chód – ten takt – i
kat – pod bramą przebieraniec – albo prawdziwy –
śmierci chłód – tylko kilka monet – i fakt, nie

będzie potem – nic – ale co to za strata – to wszystko
pakt – tych obcych – albo ja sam wymyśliłem – to czas –
zakrzywia się i ucieka – w nagłych punktach ósemek –
kroków las – marny rytm – donikąd – raz i raz

scherzo: vivace – skrzypcowe pizzicato –
w zaułkach rozbite butelki – kryształy szkła – fugato
odbić – w twarzy twarz – inna – zatopiona – to nie ja! –
lub to żart – tak, albo mrzonka – i masz tu swe życie

z fałszywa melodią – ktoś zatacza się tam – to pijak jakiś
albo pan – demiurg tego świata – nieważne to – wracać czas
fletowe pasaże się wiją – jak w otwarcia taktach – srebrną
tonów pajęczyną – jak nić

– i koniec – tak – to był kat – śmierci chłód –

i fakt – nie będzie potem – nic

5. lento: marcia funebre

już trzeba wracać – ciemnieje światło a
ciszę przerywa miarowy krok – ale to
nie ty idziesz – a kto? to on – i brzmi
tam marsz – fałszywy ton odzywa się

w dętej orkiestry kanonadach – w mroku
czarne pękają akordy – pod stopami
w kałużach czas odbija błędny wzrok
co ginie w labiryntach ludzi i domów

lento: w końcu nie trzeba nigdzie
się spieszyć – i nic się nie zmieni
w żałobnych frazach kontrabasów
pulsujących echem w przestrzeni

pustej ludzkiego ciała – jego umieranie
musi być ciche i w delikatnym legato
aby nie zburzyć powagi ostatnich dni –
choć może się śni to wszystko, a tak

naprawdę to takt szklanej symfonii snu
w pięciu częściach, ale bez finale –
chociaż zapisana od dawna coda

wieczna śmierć aż do ostatniego tchu

(2015)