Skip to content

„ci sza”, monolog – pieśni dla sopranistki

I

ci
szaleńcy

pośrodku
ciemnych warstw
umierania dzień się

zaczynał jasnym
blaskiem świateł
pustych ulic

ci
szaleńcy

bez żadnego dźwięku
westchnienia kroków
odbić lustrzanych
cieni

własnego
spojrzenia

II

to od początku
był koniec

od
mie
rza
ny

czas do rozpoczęcia
odwiecznego
nabożeństwa

ci
szaleńcy

trzeba
samotnie w czerni
własnej czaszki
roszad mózgowych
fal spoglądać

w lustro jakie tworzą
ich niematerialne
ciała

III

wczoraj wczoraj wczoraj

powtarzają echa odbić

zwierciadeł ciał cieni

wtedy tam kiedyś
wtedy tam kiedyś

z oddali dobiegające
ciemne głosy

IV

stare fotografie
palone spopielane
ciemny lepki dym
osiada na taflach
przepalonych żarówek

wchodzi między oczy
tylko kapanie
suche nieme
łzawienie

krzyki z oddali
w coraz
większej ciszy

ci
szy
szaleńcy

V

to tamte

oczy
usta

nie
dosłyszane
domówione
dopisane

wtedy tam
wczoraj

echo mgła przez
bezsenne plamy
ciemnego światła

wtedy wtedy wczoraj
tam wczoraj wczoraj

VI

ci
szaleńcy

nigdy nie
odchodzą

zawsze w połowie
drogi do jutro

w lustrzanym
odbiciu twarzy
siebie ich

lepkim dymie

ci
sza

lipiec 2012